Categories
NIK Wybory

Otwarte wysłuchanie kandydata na Prezesa NIK – gdy demokracja spotyka się z obywatelami

Wybór Prezesa Najwyższej Izby Kontroli to zawsze moment szczególny – stawką jest niezależność instytucji, która sprawdza, jak wydawane są publiczne pieniądze. Tym razem procedura, zamiast zamknąć się w kuluarach sejmowych, została wystawiona na światło dzienne. Otwarte wysłuchanie kandydatów pokazało, jak w praktyce może wyglądać dojrzała demokracja: obywatel ma szansę zobaczyć, usłyszeć, a nawet współuczestniczyć w ocenie tego, kto ma strzec państwowej kasy.

Kadencja obecnego prezesa NIK, Mariana Banasia, skończyła się 30 sierpnia br. Propozycje kandydatur na jego następcę można było składać do 31 lipca. Takie uprawnienie przysługuje marszałkowi Sejmu oraz grupie 35 posłów. O stanowisko Prezesa NIK ubiegało się dwóch kandydatów – Tadeusz Dziuba – kandydat zgłoszony przez grupę posłów klubu PiS oraz Mariusz Haładyj – kandydat zgłoszony przez marszałka Sejmu Szymona Hołownię. Po przesłuchaniu, w trakcie procedury przedstawiania kandydatów na  plenarnym posiedzeniu Sejmu, Prawo i Sprawiedliwość wycofało Tadeusza Dziubę. Następnie aż 421 z 460 posłów zagłosowało za Mariuszem Haładyjem. Przeciw było 4, a 6 się wstrzymało. Takiej jednogłośności w Sejmie nie oglądaliśmy już bardzo dawno. 

Dotąd wybór prezesa NIK bywał odbierany jako efekt politycznego kompromisu. Transmisja wysłuchania i publikacja materiałów zmieniły tę optykę. Każdy mógł zobaczyć, jak kandydat odpowiada na pytania, jak reaguje na krytykę, jak radzi sobie z trudnymi tematami. To wytwarza zupełnie inną jakość – widać nie tylko polityczne poparcie, ale także realne kompetencje i charakter. Taki proces zostawia po sobie ślad, do którego można wrócić za rok czy dwa i sprawdzić: co zostało obiecane vs co zostało zrobione. Nagrania i stenogramy to materiał, do którego wrócą zarówno dziennikarze, jak i sami obywatele. Jeśli prezes NIK obiecał politykę jawności czy szczególną uwagę dla wydatkowania środków publicznych, to w przyszłości będzie można go z tego rozliczyć. W tym tkwi siła mechanizmu – nie w spektakularnych deklaracjach, ale w konsekwentnym budowaniu kultury odpowiedzialności.

Omawiane wysłuchanie to nie był to egzamin z ustaw o finansach publicznych, ale test szerokiej wizji. Padały pytania o priorytety kontroli, o ryzyka systemowe, o to, jak NIK ma reagować na wyzwania związane z energetyką, obronnością czy funduszami unijnymi. Kandydaci musieli mówić o swojej niezależności, o etyce, o doświadczeniach zawodowych – także tych kontrowersyjnych. Tu najlepiej było widać różnicę między przygotowanymi formułkami a refleksem i realną umiejętnością myślenia w kategoriach dobra wspólnego.

Dziuba vs. Haładyj: dwie wizje NIK. Co naprawdę powiedzieli kandydaci?

Różnice programów kondydatów były dość zasadnicze.

Tadeusz Dziuba wyszedł z ostrą diagnozą: w minionej kadencji NIK miała być narzędziem „dezinformowania” opinii publicznej, więc potrzebne są poważne zmiany – jednocześnie ustawowe jak i operacyjne. Z jego wypowiedzi wyłaniał się model Izby silniej „podpiętej” pod parlament. Dziuba zaproponował np. nowe uprawnieniami Marszałka Sejmu (np. możliwość powoływania wiceprezesów czy członków Kolegium, gdy prezes jest bezczynny), coroczny zewnętrzny audyt finansów NIK, a także powołanie Prezydium NIK (prezes + wiceprezesi), które przejmowałoby dziś jednoosobowe prerogatywy szefa Izby. Do tego – przebudowa Kolegium: 15 ekspertów spoza NIK i 9 przedstawicieli samej Izby, częstsze posiedzenia oraz „parametryzacja” pracy jednostek kontrolnych. To propozycja, która w imię przejrzystości przesuwa środek ciężkości z „autorytetu prezesa” na ciało kolegialne oraz bieżącą kontrolę parlamentarną. Atutem jest tu jasność łańcucha odpowiedzialności; słabością – widmo upolitycznienia, jeśli większość sejmowa zacznie traktować NIK jak swoją agencję wykonawczą.

Mariusz Haładyj ustawia NIK w innej roli: mniej „notowania” uchybień formalnych, więcej badania celowości, efektywności i wydajności polityk publicznych. W praktyce – przesunięcie zasobów na audyty systemowe oparte na analizie ryzyka, „crash-testy” kluczowych polityk zanim pojawi się kryzys, przegląd inwestycji pod kątem „spowalniaczy”. Na poziomie standardów Haładyj rozłożył akcenty na bezstronność, przejrzystość, kolegialność, a przede wszystkim zasadę, że „każdą kontrolę zaczynamy bez tezy” i opieramy ustalenia na dowodach referencyjnych. To wizja NIK jako instytucji, która nie tylko wykrywa, ale uczy administrację, jak nie powtarzać błędów. Jej siła leży w orientacji na rezultat i w horyzontalnym spojrzeniu na państwo; ryzyko – że bez równoległych zmian organizacyjnych Izba „odklei się” od twardej egzekucji rekomendacji. 

Spór między kandydatami nie dotyczy wyłącznie techniki kontroli – to dwie wizje państwowości. Dziuba proponuje „uspołecznienie” władzy wewnątrz NIK i mocniejsze sprzęgnięcie z Sejmem: ma być częściej, bardziej kolegialnie i pod zewnętrzną lupą. Haładyj chce, by NIK stała się w większym stopniu inżynierem odporności państwa – mniej papierologii, więcej testowania, czy system działa i gdzie realnie przecieka. Jedna ścieżka wzmacnia kontrolę nad kontrolującymi, druga – jakość samej kontroli.

W tym sensie wysłuchanie było testem wizji i szukaniem odpowiedzi na pytanie- Czy NIK ma przede wszystkim pilnować samej siebie (i być pod większym nadzorem Sejmu), czy – pilnować państwa skuteczniej, wchodząc głębiej w analizę polityk. 

Organizacje społeczne –  głos obywateli na straży standardów

Jednym z przełomowych aspektów otwartego wysłuchania była obecność organizacji społecznych. Dotychczas wybór Prezesa NIK odbywał się przede wszystkim w logice sejmowej arytmetyki – większość wskazywała swojego kandydata, opozycja protestowała, a obywatele mogli co najwyżej czytać skrócone biogramy w mediach. Tym razem głos społeczeństwa obywatelskiego został nie tylko wysłuchany, ale też został wprowadzony do samego jądra procesu.

Organizacje społeczne specjalizujące się w przejrzystości życia publicznego, finansach publicznych czy prawach obywatelskich uzyskały możliwość zadawania pytań na równych zasadach. To one pytały o rzeczy, które często umykają w politycznej debacie: jak NIK będzie współpracować z obywatelami? Czy obywatele dostaną dostęp do raportów w prostym języku? Jak prezes zamierza zagwarantować niezależność kontrolerów przed naciskami politycznymi? Jakie mechanizmy wykluczą konflikt interesów w samej Izbie?

Co więcej – to właśnie organizacje społeczne najczęściej wprowadzały perspektywę praktyczną, zakorzenioną w codziennym monitoringu państwa. Pytały o konkret: monitorowanie spółek skarbu państwa, jawność umów publicznych, a nawet o ryzyko wpływów zagranicznych w strategicznych sektorach.

Udział organizacji społecznych miał jeszcze jeden ważny wymiar: ograniczył wrażenie, że przesłuchanie jest jedynie starciem polityków. Kiedy kandydat mierzy się z pytaniami zadawanymi przez przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego, trudniej mu zasłonić się partyjną retoryką. To wymusza język bardziej merytoryczny i czyni proces wiarygodnym także dla tych, którzy nie ufają żadnej ze stron politycznego sporu.

To właśnie dzięki obecności organizacji społecznych zmniejsza się ryzyko, że wybór prezesa zostanie uznany za arbitralną decyzję większości. Legitymacja Sejmu zyskuje wsparcie w oczach opinii publicznej – nie dlatego, że wszyscy zgadzają się z wynikiem, ale dlatego, że procedura była czytelna i w jej trakcie każdy kandydat odpowiadał na zestaw trudnych, obywatelskich pytań. Nic nie było ukartowane i ustawione.

Nie wolno też zapominać o kwestii edukacyjnej.  Organizacje społeczne nie tylko zadawały pytania, ale także tłumaczyły opinii publicznej, dlaczego to wysłuchania i pytania są tak ważne. Dzięki ich działaniom i obecności  obywatele mogli zrozumieć, jaką rolę odgrywa NIK w demokratycznym systemie i dlaczego warto, by była instytucją niezależną.

Zaangażowanie organizacji społecznych w otwarte wysłuchanie kandydatów na Prezesa NIK było czymś więcej niż dodatkiem do sejmowej procedury. To ono nadało procesowi realny obywatelski charakter, wniosło pytania, które politycy często pomijają, i pomogło obywatelom lepiej zrozumieć stawkę całego wyboru. Dzięki temu sama instytucja – NIK – została osadzona nie tylko procesie legitymacji, ale także otrzymała mandat społecznego zaufania. To też doskonała  lekcja demokracji – bo aby uczestniczyć w systemie, trzeba go rozumieć.